Jak brzmi początek znanego hasełka wie każdy. Odniosę się do używania tego sformuowania, jako motta studentów. Przez praktycznie cały semestr zdanie to nie jest nam obce. Wiadomo, im człowiek mniej musi, tym mniej robi. Sesja. Hmm, tu zaczyna się głębsza analiza. Mi ostatnio dwa razy los podłożył nogę i zaczęłam się strasznie przejmować resztą zaliczeń i egzaminami. Nie spałam po nocach, ze stresu spadła mi odporność, przez co dopadło mnie choróbsko. Wydawało mi się, że zdanie ,,miej wyj*bane, a będzie Ci dane'' jest najgłupsze na świecie i trzymając się go, nie można do niczego dojść. Ale nadszedł weekend, w trakcie którego mogłam na chwilę zapomnieć o ,,czarnych chmurach'' wiszących nade mną. Humor mi się poprawił, doceniłam na nowo piękno mojego życia i znów trzeźwo spojrzałam na świat, studia. Spięłam tyłek i powiedziałam sobie: trudno, poprawię! I ni stąd ni zowąd dopowiedziałam: miej wyj*bane, a będzie Ci dane! Zrozumiałam, że to motto tak naprawdę wcale nie oznacza olewki, czyli nie uczenia się, ale podejście, optymizm, który sprawia, że nic nie jest w stanie nas pokonać. Bo życie mamy jedno! :)
A żeby nie było zbyt cukierkowo, to tak naprawdę:
wtorek, 11 czerwca 2013
czwartek, 30 maja 2013
co z tą pogodą!?
Ochhhhh, gdzieś muszę się wyżyć- padło na tego bloga. Jak można lubić deszcz?
,,Kocham deszcz, od razu wychodzę na dwór w kaloszach i z parasolką!'' BLA BLA BLA
Mi on kojarzy się jedynie z niewypalonymi planami. Pamiętam, jak jako mała dziewczynka siedziałam przy oknie i modliłam się, żeby przestało padać i wyszło słońce, rzadko pomagało. Przede mną kolejny długi weekend, w który zamiast opalania się nad wodą będę skazana na siedzenie w domu, oglądanie filmów i obżeranie się słodyczami. Teoretycznie, to świetny czas na zajęcie się nauką, ale... przecież to słońce jest świetną motywacją. Plan jest taki: od rana nauka, a potem narzekanie na pogodę, miodzio. :)
,,Kocham deszcz, od razu wychodzę na dwór w kaloszach i z parasolką!'' BLA BLA BLA
Mi on kojarzy się jedynie z niewypalonymi planami. Pamiętam, jak jako mała dziewczynka siedziałam przy oknie i modliłam się, żeby przestało padać i wyszło słońce, rzadko pomagało. Przede mną kolejny długi weekend, w który zamiast opalania się nad wodą będę skazana na siedzenie w domu, oglądanie filmów i obżeranie się słodyczami. Teoretycznie, to świetny czas na zajęcie się nauką, ale... przecież to słońce jest świetną motywacją. Plan jest taki: od rana nauka, a potem narzekanie na pogodę, miodzio. :)
środa, 22 maja 2013
spraw, by oszczędzanie było przyjemnością!
Zbliżają się wakacje i zapewne każde z nas ma lub niedługo będzie mieć na nie jakieś plany. Ja w tym roku postawiłam sobie dość mocny cel: uzbierać na wakacje w ciepłym kraju, do którego polecę samolotem, pierwszy raz w życiu. Oczywiście największą motywacją do zbierania pieniędzy jest mój facet, bo to z nim planuję owy wylot. Ale przyszedł wspaniały dzień, kiedy dorwałam jakąś różową kopertę (bodajże z urodzin) i postanowiłam tam odkładać pieniądze. Drugą sprawą jest to, że dana koperta przez 5 dni w tygodniu znajduje się kilkadziesiąt kilometrów ode mnie, więc nie mam możliwości wyciągania z niej pieniędzy, kiedy poczuję na to nagłą potrzebę. To naprawdę pomaga. Wyznaczyłam sobie też kilka żelaznych zasad:
- jeżeli przymierzam coś w przymierzalni i choć przez chwilę zawaham się i zastanowię, czy aby na pewno chcę daną rzecz kupić- nie kupuję jej, bo to znaczy, że nie jest mi pilnie potrzebna= zmarnuję pieniądze
- kiedy naprawdę mam ochotę sobie sprawić jakieś nowe ubranko, śmigam do sh :)
- zamiast jeździć samochodem i co chwila tankować, czy kupować bilet tramwajowy, jeżeli się da, idę piechotką
- jeżeli mam ochotę na coś słodkiego to z doświadczenia wiem, że wystarczy batonik za złotówkę, nie potrzebuję ptasiego mleczka za 12 zł
Ogólnie rzecz biorąc co weekend wracając do domu nadwyżkę pieniędzy wkładam do różowej koperty. Im więcej pieniążków w niej jest, tym większą motywację czuję do dalszego oszczędzania. I jestem coraz bliżej spełnienia swojego marzenia!
- jeżeli przymierzam coś w przymierzalni i choć przez chwilę zawaham się i zastanowię, czy aby na pewno chcę daną rzecz kupić- nie kupuję jej, bo to znaczy, że nie jest mi pilnie potrzebna= zmarnuję pieniądze
- kiedy naprawdę mam ochotę sobie sprawić jakieś nowe ubranko, śmigam do sh :)
- zamiast jeździć samochodem i co chwila tankować, czy kupować bilet tramwajowy, jeżeli się da, idę piechotką
- jeżeli mam ochotę na coś słodkiego to z doświadczenia wiem, że wystarczy batonik za złotówkę, nie potrzebuję ptasiego mleczka za 12 zł
Ogólnie rzecz biorąc co weekend wracając do domu nadwyżkę pieniędzy wkładam do różowej koperty. Im więcej pieniążków w niej jest, tym większą motywację czuję do dalszego oszczędzania. I jestem coraz bliżej spełnienia swojego marzenia!
piątek, 10 maja 2013
świadoma autodestrukcja
Przyznam szczerze, że najbardziej ostatnio u mnie irytuje mnie to, że tak rzadko piszę na tym blogu nowe notki. Kiedy zakładałam go i wymyśliłam tematykę, pomyślałam sobie ,,to będzie coś w rodzaju pamiętnika na temat tego, co mnie irytuje, przyjemne z pożytecznym''. Teraz sama nie wiem: czy naprawdę tak mało ostatnio mnie irytuje, czy podświadomie bronię się przed wykonywaniem obowiązku, jakim w pewnym sensie jest ten blog. Nie chciałam, żeby tak było, lubię pisać, lubię mieć kontakt z ludźmi, ale jestem tak cholernie leniwa, zapominalska i lekkoduszna, że nawet tak proste zadanie mnie przerasta. Może dlatego, że wymaga systematyczności. Właśnie, nigdy nie byłam systematyczna. Ani nie zrobiłam sobie mega wysportowanego brzucha, ani nie robię systematycznych notatek z zajęć. Świetnie. Wyszło na to, że na ten moment najbardziej irytuje mnie... ja.
poniedziałek, 29 kwietnia 2013
Nudzi Ci się? Zrób porządek!
Średnio dwa razy w tygodniu zostaję sama w mieszkaniu na jakieś 6 godzin. Co wtedy robić? Pochodzić? Będą bolały nogi. Poczytać? Jeśli ciekawą książkę to jak najbardziej, lektura- blee.
Pooglądać filmy/seriale? To tygrysku\i lubią najbardziej, ale... poza tym, że dowiemy się, kim jest Anka, czy Antek zdradził Julię i czy Piotrek wypadając z okna zginął, nie zrobimy nic pożytecznego. Ja znalazłam sobie nową receptę na dużo wolnego czasu. Może to zabrzmi banalnie, ale biorę się za sprzątanie. Dla mnie nie jest to czynność, jak każda inna, po prostu kiedy nie mam motywacji, w życiu nie zabiorę się za sprzątanie. Ale jest jedno ,,ale''. Kiedy widzę posprzątane mieszkanie, pachnące i przestronne czuję się znakomicie. Naprawdę polecam.
PS faceci to STRASZNI bałaganiarze! Mój nie aż tak, ale ,,bardzo serdecznie'' pozdrawiam Jego współlokatora, tak, jestem zirytowana.
PS 2 sprzątanie obcego mieszkania jest jeszcze bardziej podniecające!
PS 2 sprzątanie obcego mieszkania jest jeszcze bardziej podniecające!
środa, 17 kwietnia 2013
hahahaha (słyszałem/am)
Dziś o czymś mniej negatywnym, ale dziwnym. A irytować może w nas samych.
Wyobraź sobie, że siedzisz/stoisz z grupką osób. Jedna z nich zaczyna opowiadać dowcip. Znasz go doskonale, słowo po słowie, wiesz, jaki będzie jego finał. Ale udajesz, że słyszysz go pierwszy raz i po jego zakończeniu głośno się śmiejesz. Dlaczego? Dlaczego w połowie nie przyznasz, że Ty już go znasz i najnormalniej w świecie na koniec się nie śmiejesz (bo przecież masz do tego prawo, skoro już przynajmniej raz ten dowcip słyszałeś/aś) i przyglądasz się z uśmiechem ludziom śmiejącym się?
Sytuacja robi się jeszcze bardziej dziwna, kiedy jesteście tylko we dwoje. Ktoś zaczyna opowiadać Ci pewną historię lub dowcip. W głowie zapala Ci się lampka (o niee, znam to), ale nie informujesz o tym tego, kto mówi. Słuchasz z udawanym zaciekawieniem i śmiejesz się udawanym śmiechem.
Oczywiście są ludzie, którzy nie mają żadnego problemu z powiedzeniem ,,aaa! znam to, świetne!'', ale myślę, że większość ma jednak związaną z tym wewnętrzną blokadę. Według mnie jest to spowodowane tym, że boimy się sprawienia drugiej osobie przykrości. Ktoś chce nas rozśmieszyć, więc dajemy mu świadomość, że nas rozśmieszył. Poświęcamy się dla dobrego samopoczucia drugiej osoby. Jest to zarazem dziwne, irytujące, ale też piękne.
Wyobraź sobie, że siedzisz/stoisz z grupką osób. Jedna z nich zaczyna opowiadać dowcip. Znasz go doskonale, słowo po słowie, wiesz, jaki będzie jego finał. Ale udajesz, że słyszysz go pierwszy raz i po jego zakończeniu głośno się śmiejesz. Dlaczego? Dlaczego w połowie nie przyznasz, że Ty już go znasz i najnormalniej w świecie na koniec się nie śmiejesz (bo przecież masz do tego prawo, skoro już przynajmniej raz ten dowcip słyszałeś/aś) i przyglądasz się z uśmiechem ludziom śmiejącym się?
Sytuacja robi się jeszcze bardziej dziwna, kiedy jesteście tylko we dwoje. Ktoś zaczyna opowiadać Ci pewną historię lub dowcip. W głowie zapala Ci się lampka (o niee, znam to), ale nie informujesz o tym tego, kto mówi. Słuchasz z udawanym zaciekawieniem i śmiejesz się udawanym śmiechem.
Oczywiście są ludzie, którzy nie mają żadnego problemu z powiedzeniem ,,aaa! znam to, świetne!'', ale myślę, że większość ma jednak związaną z tym wewnętrzną blokadę. Według mnie jest to spowodowane tym, że boimy się sprawienia drugiej osobie przykrości. Ktoś chce nas rozśmieszyć, więc dajemy mu świadomość, że nas rozśmieszył. Poświęcamy się dla dobrego samopoczucia drugiej osoby. Jest to zarazem dziwne, irytujące, ale też piękne.
piątek, 5 kwietnia 2013
masz nudne życie? przekoloryzuj czyjeś!
Powszechnie mówi się, że obgadywanie bierze się z zazdrości. Jest w tym dużo prawdy, ale nie można mylić zazdrości z zawiścią. Czasem zdarza nam się kogoś nie lubić ,,za ryj'', innym razem ktoś zrobił nam coś złego więc ,,wypada'' zniszczyć jego życie towarzyskie. Ale czy tak naprawdę obgadywanie może nam w czymś pomóc? Czy jeżeli powiemy koleżance, że inna koleżanka (której nie lubimy) jest puszczalska lub ma problemy w rodzinie, to przyniesie to nam jakąś korzyść? Prędzej możemy mieć nieprzyjemności, kiedy ktoś nas przyłapie na nieszczerych zamiarach co do innej osoby.
Ja tu sobie gadu gadu, a może właśnie w tym momencie któraś panienka mówi innej, że mam doczepiane włosy, powiększone cycki i w ogóle to jestem w ciąży lub sąsiadka mówi innej, że wpadłam w podejrzane towarzystwo, bo już mnie tak często nie widuje, a może jakiś koleś mówi innemu, że szalałam ostatnio na imprezie z jakimś typkiem, który nie był moim chłopakiem.
Cóż, może i jestem zirytowana, ale świata nie zmienię. :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)