wtorek, 11 czerwca 2013

...a będzie Ci dane!

Jak brzmi początek znanego hasełka wie każdy. Odniosę się do używania tego sformuowania, jako motta studentów. Przez praktycznie cały semestr zdanie to nie jest nam obce. Wiadomo, im człowiek mniej musi, tym mniej robi. Sesja. Hmm, tu zaczyna się głębsza analiza. Mi ostatnio dwa razy los podłożył nogę i zaczęłam się strasznie przejmować resztą zaliczeń i egzaminami. Nie spałam po nocach, ze stresu spadła mi odporność, przez co dopadło mnie choróbsko. Wydawało mi się, że zdanie ,,miej wyj*bane, a będzie Ci dane'' jest najgłupsze na świecie i trzymając się go, nie można do niczego dojść. Ale nadszedł weekend, w trakcie którego mogłam na chwilę zapomnieć o ,,czarnych chmurach'' wiszących nade mną. Humor mi się poprawił, doceniłam na nowo piękno mojego życia i znów trzeźwo spojrzałam na świat, studia. Spięłam tyłek i powiedziałam sobie: trudno, poprawię! I ni stąd ni zowąd dopowiedziałam: miej wyj*bane, a będzie Ci dane! Zrozumiałam, że to motto tak naprawdę wcale nie oznacza  olewki, czyli nie uczenia się, ale podejście, optymizm, który sprawia, że nic nie jest w stanie nas pokonać. Bo życie mamy jedno! :)


A żeby nie było zbyt cukierkowo, to tak naprawdę:


czwartek, 30 maja 2013

co z tą pogodą!?

Ochhhhh, gdzieś muszę się wyżyć- padło na tego bloga. Jak można lubić deszcz? 
,,Kocham deszcz, od razu wychodzę na dwór w kaloszach i z parasolką!'' BLA BLA BLA

Mi on kojarzy się jedynie z niewypalonymi planami. Pamiętam, jak jako mała dziewczynka siedziałam przy oknie i modliłam się, żeby przestało padać i wyszło słońce, rzadko pomagało. Przede mną kolejny długi weekend, w który zamiast opalania się nad wodą będę skazana na siedzenie w domu, oglądanie filmów i obżeranie się słodyczami. Teoretycznie, to świetny czas na zajęcie się nauką, ale... przecież to słońce jest świetną motywacją. Plan jest taki: od rana nauka, a potem narzekanie na pogodę, miodzio. :)

środa, 22 maja 2013

spraw, by oszczędzanie było przyjemnością!

Zbliżają się wakacje i zapewne każde z nas ma lub niedługo będzie mieć na nie jakieś plany. Ja w tym roku postawiłam sobie dość mocny cel: uzbierać na wakacje w ciepłym kraju, do którego polecę samolotem, pierwszy raz w życiu. Oczywiście największą motywacją do zbierania pieniędzy jest mój facet, bo to z nim planuję owy wylot. Ale przyszedł wspaniały dzień, kiedy dorwałam jakąś różową kopertę (bodajże z urodzin) i postanowiłam tam odkładać pieniądze. Drugą sprawą jest to, że dana koperta przez 5 dni w tygodniu znajduje się kilkadziesiąt kilometrów ode mnie, więc nie mam możliwości wyciągania z niej pieniędzy, kiedy poczuję na to nagłą potrzebę. To naprawdę pomaga. Wyznaczyłam sobie też kilka żelaznych zasad: 
- jeżeli przymierzam coś w przymierzalni i choć przez chwilę zawaham się i zastanowię, czy aby na pewno chcę daną rzecz kupić- nie kupuję jej, bo to znaczy, że nie jest mi pilnie potrzebna= zmarnuję pieniądze
- kiedy naprawdę mam ochotę sobie sprawić jakieś nowe ubranko, śmigam do sh :)
- zamiast jeździć samochodem i co chwila tankować, czy kupować bilet tramwajowy, jeżeli się da, idę piechotką
- jeżeli mam ochotę na coś słodkiego to z doświadczenia wiem, że wystarczy batonik za złotówkę, nie potrzebuję ptasiego mleczka za 12 zł
Ogólnie rzecz biorąc co weekend wracając do domu nadwyżkę pieniędzy wkładam do różowej koperty. Im więcej pieniążków w niej jest, tym większą motywację czuję do dalszego oszczędzania. I jestem coraz bliżej spełnienia swojego marzenia!


piątek, 10 maja 2013

świadoma autodestrukcja

Przyznam szczerze, że najbardziej ostatnio u mnie irytuje mnie to, że tak rzadko piszę na tym blogu nowe notki. Kiedy zakładałam go i wymyśliłam tematykę, pomyślałam sobie ,,to będzie coś w rodzaju pamiętnika na temat tego, co mnie irytuje, przyjemne z pożytecznym''. Teraz sama nie wiem: czy naprawdę tak mało ostatnio mnie irytuje, czy podświadomie bronię się przed wykonywaniem obowiązku, jakim w pewnym sensie jest ten blog. Nie chciałam, żeby tak było, lubię pisać, lubię mieć kontakt z ludźmi, ale jestem tak cholernie leniwa, zapominalska i lekkoduszna, że nawet tak proste zadanie mnie przerasta. Może dlatego, że wymaga systematyczności. Właśnie, nigdy nie byłam systematyczna. Ani nie zrobiłam sobie mega wysportowanego brzucha, ani nie robię systematycznych notatek z zajęć. Świetnie. Wyszło na to, że na ten moment najbardziej irytuje mnie... ja.



poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Nudzi Ci się? Zrób porządek!

Średnio dwa razy w tygodniu zostaję sama w mieszkaniu na jakieś 6 godzin. Co wtedy robić? Pochodzić? Będą bolały nogi. Poczytać? Jeśli ciekawą książkę to jak najbardziej, lektura- blee.
Pooglądać filmy/seriale? To tygrysku\i lubią najbardziej, ale... poza tym, że dowiemy się,  kim jest Anka, czy Antek zdradził Julię i czy Piotrek wypadając z okna zginął, nie zrobimy nic pożytecznego. Ja znalazłam sobie nową receptę na dużo wolnego czasu. Może to zabrzmi banalnie, ale biorę się za sprzątanie. Dla mnie nie jest to czynność, jak każda inna, po prostu kiedy nie mam motywacji, w życiu nie zabiorę się za sprzątanie. Ale jest jedno ,,ale''. Kiedy widzę posprzątane mieszkanie, pachnące i przestronne czuję się znakomicie. Naprawdę polecam.

PS faceci to STRASZNI bałaganiarze! Mój nie aż tak, ale ,,bardzo serdecznie'' pozdrawiam Jego współlokatora, tak, jestem zirytowana.
PS 2 sprzątanie obcego mieszkania jest jeszcze bardziej podniecające!


środa, 17 kwietnia 2013

hahahaha (słyszałem/am)

Dziś o czymś mniej negatywnym, ale dziwnym. A irytować może w nas samych. 
Wyobraź sobie, że siedzisz/stoisz z grupką osób. Jedna z nich zaczyna opowiadać dowcip. Znasz go doskonale, słowo po słowie, wiesz, jaki będzie jego finał. Ale udajesz, że słyszysz go pierwszy raz i po jego zakończeniu głośno się śmiejesz. Dlaczego? Dlaczego w połowie nie przyznasz, że Ty już go znasz i najnormalniej w świecie na koniec się nie śmiejesz (bo przecież masz do tego prawo, skoro już przynajmniej raz ten dowcip słyszałeś/aś) i przyglądasz się z uśmiechem ludziom śmiejącym się?
Sytuacja robi się jeszcze bardziej dziwna, kiedy jesteście tylko we dwoje. Ktoś zaczyna opowiadać Ci pewną historię lub dowcip. W głowie zapala Ci się lampka (o niee, znam to), ale nie informujesz o tym tego, kto mówi. Słuchasz z udawanym zaciekawieniem i śmiejesz się udawanym śmiechem. 
Oczywiście są ludzie, którzy nie mają żadnego problemu z powiedzeniem ,,aaa! znam to, świetne!'', ale myślę, że większość ma jednak związaną z tym wewnętrzną blokadę. Według mnie jest to spowodowane tym, że boimy się sprawienia drugiej osobie przykrości. Ktoś chce nas rozśmieszyć, więc dajemy mu świadomość, że nas rozśmieszył. Poświęcamy się dla dobrego samopoczucia drugiej osoby. Jest to zarazem dziwne, irytujące, ale też piękne.



piątek, 5 kwietnia 2013

masz nudne życie? przekoloryzuj czyjeś!

Ostatnio miałam długotrwały napad dobrego humoru, stąd brak weny na notkę- inaczej mówiąc, nikt ani nic mnie nie irytowało. Dziś jednak chciałam poświęcić chwilę wszechobecnemu plotkowaniu, a raczej OBGADYWANIU. Zjawisko to dotyczy ludzi praktycznie w każdym wieku, od przedszkolaka, który, by zdobyć sympatię chłopczyka obgaduje drugiego, (którego ten nie lubi) i na odwrót, aż po stare babsko siedzące na ławce pod blokiem uważające, że wie wszystko o jego mieszkańcach. 

Powszechnie mówi się, że obgadywanie bierze się z zazdrości. Jest w tym dużo prawdy, ale nie można mylić zazdrości z zawiścią. Czasem zdarza nam się kogoś nie lubić ,,za ryj'', innym razem  ktoś zrobił nam coś złego więc ,,wypada'' zniszczyć jego życie towarzyskie. Ale czy tak naprawdę obgadywanie może nam w czymś pomóc? Czy jeżeli powiemy koleżance, że inna koleżanka (której nie lubimy) jest puszczalska lub ma problemy w rodzinie, to przyniesie to nam jakąś korzyść? Prędzej możemy mieć nieprzyjemności, kiedy ktoś nas przyłapie na nieszczerych zamiarach co do innej osoby.

Ja tu sobie gadu gadu, a może właśnie w tym momencie któraś panienka mówi innej, że mam doczepiane włosy, powiększone cycki i w ogóle to jestem w ciąży lub sąsiadka mówi innej, że wpadłam w podejrzane towarzystwo, bo już mnie tak często nie widuje, a może jakiś koleś mówi innemu, że szalałam ostatnio na imprezie z jakimś typkiem, który nie był moim chłopakiem.

Cóż, może i jestem zirytowana, ale świata nie zmienię. :)



czwartek, 28 marca 2013

,,kiedyś tak blisko, teraz sobie obcy ludzie''

Chyba każdy spotkał się z sytuacją, kiedy mijając się na ulicy z osobą, z którą kilka lat wstecz spędzał niejedną, a wieeeele wspólnych chwil, z którą ma masę wspomnień, nie usłyszał od niej ,,cześć''. Mnie się to niestety nie raz przytrafiło. Z natury nie mam nic do ludzi i staram się być dla wszystkich miła, chociaż często z marnym skutkiem. Nie mam jednak w naturze mówienia pierwsza ,,cześć'' osobie, którą od dawna znam, ale która albo specjalnie na mnie nie patrzy, albo patrzy, ale na czole ma wypisane: kiedyś byliśmy dzieciakami, teraz ja jestem dorosły/a i już się nie znamy.

Przykre to, serio, ale co zrobić... Są na świecie osoby, które emanuują pozytyzmem i są gbury, przekonane o tym, że są od nas lepsi i nie zasługujemy na ich szacunek, bo pamiętamy ich z czasów, kiedy byli małymi dzieciakami.

Dziękuję, dobranoc.

PS Pozdrawiam ludzi mówiących ,,cześć'' znajomym sprzed lat! :)

środa, 20 marca 2013

uwaga na kałuże na drodze!

Wracając dziś z przychodni szłam wzdłuż bocznej ulicy prowadzącej do bloków. Jest strasznie dziurawa, a samochody jeżdżą nią dość często. W związku z dzisiejszymi roztopami dziury w drodze były zapełnione litrami wody. Jak już wspominałam, szłam właśnie tą drogą. Idąc sobie nią, za każdym razem, kiedy nadjeżdżało auto, serce mi zamierało. ,,Błagam, zwolnij jadąc przez kałuże, nie chcę być cała mokra i brudna''- myślałam wtedy. I rzeczywiście, większość kierowców wyraźnie zwalniała mijając mnie, aby mnie nie ochlapać. Oprócz jednego babska w starym gracie. Pędziła nim na ,,zbity pysk''. Miałam naprawdę ogromne szczęście, że akurat mijając mnie nie wjechała w wielką kałużę, ale nie wjechała w nią, bo jej tam po prostu akurat nie było. Gdyby było inaczej, kobieta w ogóle nie patrząc na mnie, zalałaby mnie ogromem brudnej wody. Do teraz ciarki mnie przechodzą, kiedy przypominam sobie jej twarz i ten wredny wyraz twarzy ledwo widoczny znad kierownicy, wrrr...

Więc taka mała prośba, jak jedziecie za kierownicą suchutkiego samochodu, dbajcie o to, żeby nie mieć nikogo na sumieniu w deszczowy lub podeszczowy dzień. Będę wdzięczna i myślę, że nie tylko ja :)





piątek, 15 marca 2013

co masz zrobić jutro, zrób dziś!

Od dziecka borykam się z lenistwem. Zawsze jest jeszcze masa czasu i ostatecznie wszystko zostawiam na ostatni moment. Marnuję ogrom godzin na nie robieniu dosłownie niczego, a potem marzę o ,,dodatkowej godzinie'' np. dzień przed egzaminem, czy kiedyś sprawdzianami. I choć jestem świadoma tego błędu, nie potrafię z lenistwem wygrać. Kilka razy w życiu zdarzyło mi się tak spiąć tyłek, że nie czułam presji kończącego się czasu. To serio fajne uczucie. 
Strasznie irytuje mnie to zostawianie wszystkiego na ostatni moment, ale nie pomagają listy ,,zajęć na dziś'', ani założenia typu ,,od 18-20 będę się bez przerwy uczyć''.
Chciałabym kiedyś pomyśleć ,,nie mam co robić, posprzątam, a potem poczytam książkę na kolokwium'', zamiast ,,o, to idealny czas na obejrzenie wszystkich seriali, jakie przyjdą mi do głowy''.
Może po prostu jestem niepoprawną optymistką.
Chyba pozostaje mi być nadal zirytowaną, leniwą blondynką.


niedziela, 10 marca 2013

przepuść na pasach

Wyobraź sobie, że chcesz przejść przez pasy. Ale nie chodzi mi o ulicę, którą jeździ niewiele pojazdów. W dużych miastach (i nie tylko) jest masa przejść dla pieszych, bez świateł. Przy niektórych trzeba stać dobrych kilka minut, aby znaleźć lukę pomiędzy przejeżdzającymi samochodami. Czy to naprawdę taki problem zatrzymać się NA CHWILĘ, żeby kogoś przepuścić na pasach? Przecież od tego one są, żeby pokazywać kierowcom, gdzie mają się zatrzymywać, a pieszym, gdzie mają przechodzić.
Jeżeli jedziesz ruchliwą drogą i widzisz, ze za Tobą jest masa samochodów, zatrzymaj na chwilę ruch, chodźby dla własnej satysfakcji, że ma się wpływ na ruch innych samochodów i przepuść pieszych. Dziękuję. Myślę, że nie tylko ja. :)








czwartek, 7 marca 2013

ok, ale ty się pytasz!


Wyobraź sobie, że jesteś w szkole. Wiem, że dla niektórych może to być traumatyczne wyobrażenie, ale spokojnie, nic Ci nie grozi :) Wyobraź sobie, że grupką ludzi wpadacie na pomysł, żeby iść do nauczyciela, aby poprosić go o przełożenie sprawdzianu. Żeby było raźniej, wybieracie się do niego wspólnie, ale... wcześniej padają słowa: ale Ty się pytasz. Albo: a kto będzie pytał? I odpowiedzi ,,nie ja!''. Przecież powszechnie wiadomo, że osoby odważniejsze mają większą szansę na sukces. Dlaczego więc boimy się przewodniczyć grupie, zdobyć jej uznanie i zyskać miano osoby odważnej, przebojowej? Ja przez całą podstawówkę, gimnazjum i liceum załatwiałam wszystkie grupowe formalności z nauczycielami za moje koleżanki. I to nie dlatego, że jestem odważna, tylko dla świętego spokoju. Bo ileż można się spierać o to, kto będzie mówił za wszystkich, skoro wiadomo, że możliwe konsekwencje będą dotyczyły wszystkich stojących w tle mówiącego?


A kto będzie mówił?






Nie ja! :)

wtorek, 5 marca 2013

nienaturalne zawroty

Wyobraź sobie, że idziesz chodnikiem w centrum miasta. Mija Cię masa niezbyt przyjaźnie wyglądających ludzi, sprawiają wrażenie, jakby czekali na Twoje potknięcie, żeby wybuchnąć szyderczym śmiechem. Idziesz sobie i nagle nachodzi Cie świadomość, że musisz zawrócić. Stanąć, obrócić się o 180 stopni i pójść w przeciwnym kierunku. Co robisz? Najnormalniej w świecie nie czując żadnego dyskomfortu się obracasz? A może jest Ci głupio i masz ochotę wyciągnąć telefon, żeby zainicjować rozmowę w stylu ,,no dobra, to już tam idę''? Albo lepiej byłoby wejść do pierwszego lepszego sklepu, pooglądać coś na szybko, po czym wyjść i iść w prawidłową stronę? Rozmawiałam na ten temat z kilkoma osobami i wywnioskowałam, że mamy wstydliwą naturę. Krępujemy się zrobić coś nienaturalnego. Pytanie, dlaczego?


Trochę humorystyczny akcent:



poniedziałek, 4 marca 2013

śpiew w kościele

Wyobraź sobie, że jesteś w kościele. Wiem, że dla niektórych jest to czynność abstrakcyjna, ale z pewnością większość z Was będzie wiedziała, o czym mowa. Tak więc wyobraź sobie, ze jesteś w kościele. Obok Ciebie starsza Pani, przed Tobą starsza Pani, a za Tobą starszy Pan. Kiedy zbliża się moment śpiewu jakiejkolwiek pieśni, zaciskasz mocno zęby. Pieją. Naprawdę pieją, tego nie da się inaczej nazwać. Głośniej się nie da. Głowa do góry, głęboki wdech i pieją. Ja osobiście czasem zamiast zaciskania zębów, kurczowo ściskałam wargi, żeby nie wybuchnąć śmiechem, ale niestety zazwyczaj pianie wywołuje we mnie złość. Do tego stopnia, że to jeden z powodów, dla którego nie śpieszno mi na niedzielne msze. Naprawdę nie można śpiewać sobie pod nosem jeżeli nie jest się śpiewakiem?
Nie zdziwiłabym się, gdyby moja wypowiedź wywołała burzę hejtów, ale jestem tylko zirytowaną blondynką i nic, co irytujące, nie jest mi obce :)




sobota, 2 marca 2013

Weź ulotkę!

Często ludzie specjalnie przechodzą na drugą stronę, żeby nie zostać ,,zaatakowanymi'' przez ludzi rozdających ulotki. Jeszcze kilka lat temu sama także omijałam ich szerokim łukiem. Ale przyszedł moment, kiedy bardziej potrzebowałam gotówki i nadarzyła się okazja na pozornie łatwy zarobek. Pięć godzin spacerowania z ulotkami w ręku plus przepełnioną nimi torebką. Odniosę się do poprzedniego postu- brakowało mi uśmiechu ludzi. Wydawało mi się, że jestem czymś złym, przynoszącym grozę. A ja przecież chciałam tylko dorobić. Czy to taki problem wziąć ulotkę i wyrzucić ją do najbliższego śmietnika, albo poskładać i włożyć do kieszeni / torebki?
Od tamtej pory biorę ulotki i Was też do tego zachęcam. To naprawdę wspaniałe uczucie, kiedy ktoś bez namawiania (i bez wyrywania jej z ręki ,,w biegu'') zabiera ulotkę. Tej osobie sprawia to przyjemność, a Wy robicie malutki dobry uczynek.
Oczywiście same ulotki mają masę minusów (m.in. zaśmiecanie środowiska, wycinki lasów), ale niestety na to nie będziemy mieli wpływu nie biorąc ulotki...
Spraw, by czyjaś praca była przyjemniejsza i weź ulotkę :)




czwartek, 28 lutego 2013

Uśmiech proszę!

Zamknij oczy i wyobraź sobie , że jesteś w Biedronce. Albo nie zamykaj, domyślam się, że tak jak ja, nie potrafisz czytać z zamkniętymi oczami. Jeszcze raz. Wyobraź sobie, że jesteś w Biedronce. W sklepie, uściślając. Ale równie dobrze możesz wyobrazić sobie, że jesteś w Tesco. Idziesz sobie wśród serków homogenizowanych w kierunku pieczywa. Mijasz ludzi. Kiedy spotykacie się wzrokiem, obdarzacie się ,,w nagrodę'' uśmiechami. Każdy z każdym wymienia się uśmiechami. Najnormalniejszymi w świecie, życzliwymi uśmiechami. Takie nieme ,,dzień dobry'', ,,miłego dnia''. Coś cudownego, prawda? Jak jest w rzeczywistości? Broń Boże na nikogo nie patrz dłużej, niż 3 sekundy, bo to zauważy i z gburowatą miną Cię zmierzy! Zamiast ,,dzień dobry'', przekazuje ,,co się gapisz?'' Dla mnie to zjawisko jest strasznie IRYTUJĄCE. Przecież każdy z nas ma coś z dziecka. Dlaczego jednak zwykle jest to niezdolność do racjonalnego myślenia, a nie rozdziawiony uśmiech do każdego? Wrrr.


PS